Parlament Europejski pokazał regulatorom rynku telekomunikacyjnego marchewkę. I od razu pogroził kijem, gdyby przypadkiem chcieli tej marchewki skosztować.
To narzędzie ważne, bo nad podziałem tzw. operatorów dominujących (takich jak TP w Polsce) zastanawiają się regulatorzy wielu państw Unii. Inspiracją jest dla nich British Telecom, który został podzielony w 2005 r., oraz idąca jego śladem szwedzka TeliaSonera, która 1 stycznia tego roku sama dokonała podziału.
W 2004 r. dostęp do szerokopasmowego internetu był w Wielkiej Brytanii na poziomie 24 proc., w 2007 r., już po podziale, wzrósł do 56 proc. Przed podziałem BT uwolnił zaledwie 30 tys. pętli lokalnych (czyli central, do których swój kabel mogą doprowadzić operatorzy alternatywni). W 2007 r. dostępnych dla konkurencji central było już 2,5 mln. Po podziale powstało ponad 20 operatorów korzystających z lokalnych pętli. Są też inne efekty - w części hurtowej przybyło 2 tys. nowych miejsc pracy.
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", w Polsce kończą się właśnie analizy mające odpowiedzieć, czy podział TP SA jest potrzebny, a więc czy przyspieszy uwalnianie pętli lokalnych, czy zwiększy konkurencję na rynku. Anna Streżyńska, szefowa UKE, informowała wielokrotnie, że operatorzy alternatywni skarżą się na współpracę z dominującym operatorem. Wydzielenie spółki hurtowej, która musiałby utrzymać się z dzierżawienia łącz i udostępniania central, mogłoby być lekarstwem na te problemy.
Streżyńska przekonuje, że pełnią szczęścia dla regulatorów byłaby niezależna od biurokratów z UE, ale za to wymagająca szczegółowych analiz możliwość fizycznego podzielenia operatora dominującego (a więc nawet sprzedaż jego części hurtowej innej spółce).
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Czy podzielą TPSA?