Ekspert rynku medialnego Andrzej Zarębski o nowelizacji ustawy o rtv przyjętej w piątek przez Sejm:
Było zaniepokojenie tym, że wprowadza się jakieś systemy administracyjnych ograniczeń, kontroli i ewidencji w tej części rynku, która najbardziej dynamicznie rośnie. Co więcej, że wprowadza się to na wzór regulacji dotyczących telewizji, podczas gdy myślenie regulacyjne powinno być dokładnie odwrotne. Należałoby myśleć, jak zliberalizować przepisy dotyczące telewizji, aby umożliwić jej konkurencję z nowymi technologami cyfrowej dystrybucji usług audiowizualnych, a nie próbować te nowe technologie wkładać w stare buty regulacji telewizyjnych.
Zrównanie regulacji telewizji i internetu, co jest jakimś logicznym postulatem, powinno iść od drugiej strony. Należałoby zastanowić się, jak uwolnić przekaz telewizyjny od pewnych obowiązków regulacyjnych. W Polsce wciąż obowiązują koncesje na programy kablowe, choć nie mamy tam do czynienia z dobrem rzadkim, jakim są częstotliwości. Żeby zostać nadawcą 15-minutowego programu kablowego trzeba przejść drogę przez mękę w KRRiT, a żeby utworzyć gazetę, która ma wielomilionowy nakład, wystarczy zgłoszenie działalności gospodarczej w urzędzie dzielnicowym.
Zestarzały się też przepisy samej dyrektywy. Ma ona już kilka lat i słychać głosy, że w przyszłym roku będzie nowelizowana. Tak więc Polskę raz jeszcze czeka pochylenie się nad tymi zagadnieniami.
Dyrektywa jest zdecydowanie spóźniona w stosunku do tego, jak rozwinął się rynek usług audiowizualnych. Kiedy słychać głosy polityków, że przepisy dotyczące internetu tak naprawdę dotyczyłyby tylko wąskiej grupy przedsiębiorców, nie jest to do końca prawda. Na przykład operatorzy sieci kablowych upatrują dróg swojego rozwoju już nie w zwiększeniu liczby abonentów, bo tu rynek dobiega do swoich granic, ale w rozwoju różnego rodzaju usług na żądanie. Systemy dystrybucji cyfrowego sygnału umożliwiają swobodne przechodzenie od przekazu telewizyjnego do przekazu internetowego i dla samego odbiorcy nawet nie musi to być rzecz wiadoma.
Żałuję, że odrzucona została poprawka dotycząca kwestii autopromocji, która tym samym została zawężona do dwóch minut w ciągu godziny. To będzie powodowało dalsze perturbacje interpretacyjne, np. w przypadku prezentacji programu telewizyjnego przez spikerkę telewizji publicznej. Pytanie brzmi, w jaki sposób wyegzekwować to ograniczenie u ponad stu zagranicznych nadawców obecnych w polskich sieciach kablowych na podstawie europejskich koncesji - legislator musi pamiętać, że współczesny polski rynek audiowizualny jest bardzo umiędzynarodowiony i tego typu ograniczenia osłabiają pozycję konkurencyjną polskich podmiotów.
Wydaje się, że to za duża ingerencja. Intencja, żeby uwolnić widza od nadmiaru reklam, musi być rozpatrywana równolegle z zachowaniem możliwości zarabiania pieniędzy przez nadawców, żeby mieli je na wysokiej jakości programy. Inaczej może nam grozić pauperyzacja ich treści.
Świadectwem archaiczności zaproponowanej przez rząd regulacji jest przyznanie nadawcom prawa do krótkich sprawozdań z rozgrywek pucharu UEFA, którego od dawna już nie ma, a zamiast którego jest Liga Europejska".
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Ekspert: dobrze, że przepisy dotyczące internetu zostały wyłączone