Innowacyjność: dojrzewanie do ryzyka

Innowacyjność: dojrzewanie do ryzyka
Fot. Adobe Stock. Data dodania: 20 września 2022

Inwestycje w innowacje zawsze wiążą się z ponadprzeciętnym ryzykiem. Nie wszystkie projekty kończą się sukcesem, często trzeba pogodzić się ze stratami. O tym jak ryzyko minimalizować dyskutowali uczestnicy sesji „Ryzyko w innowacjach” podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Wnioski z debaty? Optymistyczne. Firmy nie boją się ryzyka, administracja się z nim oswaja, a resort finansów szykuje ulgi podatkowe dla innowacyjnych firm.

Innowacje to ryzyko - to powtarzane często hasło zniechęca wielu przedsiębiorców do podejmowania działań w tym kierunku. Na szczęście nie wszystkich, a ci którzy zdecydowali się zaryzykować, najczęściej tego kroku nie żałują. Z zaprezentowanego podczas kongresu raportu opracowanego przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju i firmę doradczą PwC raportu wynika, że polskie firmy coraz śmielej sobie poczynają na ryzykownym polu innowacji.

- Okazuje się że przedsiębiorstwa mają apetyt na ryzyko - stwierdziła prezentująca raport Magdalena Jabłońska z PwC. Jej firma przebadała 300 przedsiębiorstw (74 proc. z sektora małych i średnich firm), korzystających z różnego rodzaju programów dotacyjnych i aktywnych w ramach działalności badawczej. Wnioski z badania są na wskroś optymistyczne. - 80 procent przedsiębiorców zakłada zwiększenie wydatków na działalność badawczo-rozwojową w krótkim i średnim okresie, ponad połowa chce zwiększyć wydatki o co najmniej 25 proc. w okresie najbliższych 1-2 lat. Mówimy więc o znaczącym wzroście wydatków - mówiła Magdalena Jabłońska.

Jeszcze bardziej optymistyczne jest to, że ów deklarowany wzrost wydatków nie jest bynajmniej przypadkowy. Z raportu wynika jednoznacznie, że inwestycje w badania i rozwój się po prostu opłacają - a o to przecież chodzi w biznesie. - Pierwsze zyski z działalności B+R pojawiają się średnio po około 2,5 roku, jedna trzecia firm deklarowała jednak, że osiągnęła zyski już po roku - stwierdziła Magdalena Jabłońska.

Warto jednak podkreślić, że oprócz spodziewanych zysków, potężnym bodźcem do inwestycje w działania badawczo-rozwojowe są wciąż dotacje - ten powód wymieniło 28 proc. przedsiębiorców. 21 proc. wskazywało na ulgi podatkowe. Dotacje pozwalały zmniejszyć ryzyko niepowodzenia. - tłumaczyła ekspert PwC, wskazywała też jednak i na drugą stronę medalu. - Firmy samodzielnie realizujące projekt są bardziej elastyczne, bo dotacje wiążą się ze sztywnymi procedurami, harmonogramami, a nie zawsze harmonogram dotacyjny spina się z harmonogramem biznesowym - stwierdziła Magdalena Jabłońska.

Różnie z tym ryzykiem wygląda w przypadku różnych firm. Akceptacja dla ryzykowanych działań zależy do bardzo wielu czynników - wielkości firmy, branży w której działa, wreszcie struktury właścicielskiej. Krzysztof Tokarski, prezes TFI PZU opowiadał, jak wygląda to z perspektywy jego grupy. - Można tworzyć spółkę innowacyjną, a niekoniecznie ponosić olbrzymie wydatki na badania i rozwój. PZU jest spółką innowacyjną - wdrożyła kilka projektów, gdzie znaleźliśmy naśladowców, np., bezpośrednia likwidacja szkód, czy własna flota samochodów zastępczych - mówił Tokarski. Jednocześnie jednak podkreślał, że ryzyko musi być bardzo dokładnie skalkulowane i nie może przerodzić się w ryzykanctwo. - Robimy analizę potencjalnego zachowania się naszego wyniku. Mamy świadomość, że nie każdy projekt kończy się sukcesem. Ważny jest przekaz informacji i analiza stress testów - stwierdził.

Przyznał jednak, że innowacyjne działania wielu menedżerów mogą napotkać bariery wewnątrz struktury organizacyjnej firmy. - Często problemem jest jak pogodzić oczekiwania rady nadzorczej i właściciela kapitału z tym, że trzeba dziś ponieść koszty, a zyski mogą się pojawić dopiero w następnej kadencji. Duża w tym rola rady nadzorczej, ale pamiętajmy, że spółki giełdowe są rozliczane co kwartał. Jeśli chodzi o grupę PZU to z tym problemów nie ma - jest konsensus, ze mamy być spółką innowacyjną - powiedział.

Nieco inaczej wygląda sprawa w przypadku firm, które inwestują w innowacyjne technologie, zwłaszcza funduszy venture capital. Wprawdzie angażują się one w ryzykowne inwestycje niejako z definicji, to nie oznacza to jednak, że nie mają na swoich projektach zarobić. A to znowu oznacza kalkulowanie ryzyka. - Obszar venture capitalc to obszar tak wysokiego ryzyka, że trudno szukać możliwości twardego realnego zabezpieczenia się przed nim - mówił Piotr Koral, prezes Grupy Investim. A jednak fundusze VC też muszą je minimalizować. W przypadku grupy Investim sposobem jest doświadczony partner - izraelski fundusz, z którego doświadczenia i know how czerpie Investim na polskim rynku. Trzeba mieć świadomość początkowego etapu rynku innowacji w Polsce, a to oznacza na razie zdominowanie go przez projekty seedowe czyli najbardziej ryzykowne. Nie da się inwestować tylko w projekty dojrzałe. Obudowujemy więc naszą działalność możliwie przekonującymi partnerstwami - tłumaczył Piotr Koral. - Sprowadzenie poważnych inwestorów zagranicznych jest trudno wyobrażalne bez zaangażowania poważnych polskich instytucji finansowych - dodał.

Także w tym elemencie widać pierwsze jaskółki zmian, także kapitał publiczny coraz śmielej angażuje się w innowacyjne przedsięwzięcia. Przykładem może być utworzony przez Agencję Rozwoju Przemysły fundusz ARP Venture. - Zainwestowaliśmy w trzy firmy. Podmioty venture capital bardzo dobrze czują się w tej sytuacji, ale pamiętajmy że po drugiej stronie jest stopa zwrotu z inwestycji - mówił Piotr Krzyżewski, prezes funduszu. - Przy każdej inwestycji przekonuje człowiek, jeżeli widzimy silny zespół zarządzający, który jest w stanie poradzić sobie z projektem to jest to argument za zaangażowaniem się - tłumaczył kryteria wyboru projektów Krzyżewski.

I tu - jako, że ARP Venture dysponuje publicznymi pieniędzmi - dochodzimy do kolejnego, nie mniej ważnego, aspektu sprawy - nie tylko firmy muszą się nauczyć akceptować większe ryzyko, musi do tego dojrzeć również administracja publiczna. - Polska administracja się zmienia na lepsze, ale wciąż jest znacząca awersja do ryzyka - oceniał Marcin Piątkowski, starszy ekonomista w Banku Światowym.

Jego zdaniem było to widoczne w kończącej się perspektywie budżetowej. - Często dobre strategie nie miały odzwierciedlenia w rezultatach. W poprzedniej perspektywie administracja chciała wydawać pieniądze na wysoko ryzykowne innowacje, a skończyliśmy na zakupie technologii. Zamiast high-tech wydaliśmy pieniądze na low-tech. Chcielibyśmy, żeby wyszła nam szynka, a często wychodziła nam kaszanka - mówił ekonomista w Banku Światowym. - Pytamy ile wydaliśmy, a nie co z tego mamy. Nam się udało wydać te pieniądze i to sukces, ale musimy pokazać też efekty - podkreślił.

Jego zdaniem receptą na poprawę tego stanu rzeczy byłoby precyzyjniejsze sformułowanie modelu wydawania publicznych pieniędzy. - Nawet jeśli stworzymy dobre programy, to nie dorobiliśmy się jeszcze systemu który sprawdza, czy te pieniądze dobrze wydajemy. Nie ma metod monitoringu i ewaluacji. Nie można oczywiście powiedzieć, że wydajemy pieniędzy na ślepo, ale bez systemu monitoringu trudno nam będzie prowadzić politykę innowacyjną - stwierdził Marcin Piątkowski, zakończył jednak optymistycznie. - Instytucje publiczne są ograniczone przepisami, które sprawiają że nie mogą mieć apetytu na ryzyko, ale przykład NCBiR pokazuje, że nawet w istniejącym systemie jest to możliwe - dodał.

Rzeczywiście NCBiR jest powszechnie chwalony za racjonalne podejście do projektów i nie uleganie pokusie biurokracji. Szefowie NCBiR deklarują, że będą bardziej przyglądać się samym zgłaszanym projektom, niż dokumentom. Gdzie tkwi tajemnica. Zdaniem Leszka Grabarczyka, wiceszefa Centrum odpowiedź jest prosta i oczywista: zdrowy rozsądek. - Nie chce sprawiać wrażenia, że wydajemy pieniądze lekką ręką, że nad nami jest tylko opatrzności i tylko ona nas osądzi, ale wystarczy stosować zdroworozsądkowe podejście - najpierw definiujemy cel, a potem patrzymy czy szczegółowe rozwiązania nie sprowadzają nas na manowce w stosunku do tego celu - tłumaczył Leszek Grabarczyk.

- W ostatnich czterech latach historii mieliśmy wiele momentów, kiedy mogliśmy wiele projektów technologicznych przedsięwzięć wyłożyć, gdy zaczynało się dziać coś niestandardowego, a przecież w przypadki innowacyjnych projektów nieprzewidywalność to standard. Nie reagowaliśmy jednak z drżeniem kolan, w obawie, że przyjdą kontrolerzy Najwyższej Izby Kontroli czy Ministerstwa Finansów. Po porostu staraliśmy się kontynuować te projekty - stwierdził.

Przyznał jednak, że w wielu instytucjach publicznych obawa przed kontrolą i obciążeniem odpowiedzialnością za ewentualne błędy może być dla niektórych urzędników paraliżująca. - W polskiej administracji jest strach nawet nie przed konsekwencjami, ale że przed tym, że NIK zada pytanie mówił Grabarczyk, dodając: Inna sprawa, że takie pytanie z NIK wygląda bardzo poważnie i niepokojąco. Wiceszef NCBIR podkreślał jednak, że te obawy są najczęściej bezzasadne. - Trzeba w strukturze zarządczej wyraźnie powiedzieć, że jeśli chcemy zmienić rzeczywistość, to pytania ze strony NIK nie są niczym nadzwyczajnym, a my tylko musimy być gotowi by na te pytania odpowiadać i bronić naszego stanowiska. Nasz dialog z NIK - i chcę mocno podkreślić właśnie słowo „dialog” - oparty na racjonalnym wyjaśnianiu spotyka się z racjonalnymi reakcjami. Izba to nie jest moloch charakteryzujący się sztywnością myślenia - powiedział Leszek Grabarczyk.

Marcin Piątkowski komentował, że wiele zależy od obsady kadrowej w urzędach. Przedstawiciele venture capital mówili o człowieku jako kluczowej wartości. To ważna sprawa, także w przypadku sektora publicznego. Instytucje są tak dobre, jak ludzie, którzy w nich pracują. W przypadku obsługi innowacyjnych projektów to muszą być ludzie najlepsi z najlepszych, bo inaczej będziemy tylko słyszeć wymówki i tłumaczenia dlaczego nic się nie da zrobić - mówił ekonomista. - Z przyciąganiem mistrzów świata jest ten problem że trzeba im zapłacić - ripostował Jarosław Neneman wiceminister finansów. Jak mówimy o ryzyku to administracja podatkowa raczej nie może być dobrze nastawiona do ryzyka. Jeżeli urzędnik podejmie ryzykowną decyzje i będzie sukces, to dostanie pochwałę, jeśli nie - to straci prace - dodał.

Jednak i w jego wystąpieniu były optymistyczne wątki. Neneman zapowiedział wprowadzenie ulg podatkowych na działalność badawczo rozwojową, chociaż jak podkreślił, każda ulga komplikuje system podatkowy, a zewsząd słychać nawoływania, by był on jak najprostszy. - Obecnie trwają w ministerstwie prace nad ulgami. - poinformował wiceminister. Resort pracując nad ulgami oparł się na raporcie Komisji Europejskiej na temat mechanizmów wsparcia dla badań i rozwoju. Wnioski? Ulgi silniej oddziałują na małe i średnie firmy, mniej na duże, a najlepsze efekty przynoszą jeśli dotyczą kosztów osobowych. Kolejny wniosek, to, że lepiej wspomagać tworzenie, a nie komercjalizację. Na tych właśnie założeniach opiera się projekt resortu finansów, nad którym wciąż trwają prace.

Ministerstwo planuje, że część wydatków na badania i rozwój będzie można doliczyć do kosztów uzyskania przychodu według odpowiedniego przelicznika - decyzja w sprawie jego wysokości jeszcze nie zapadła, ale wiadomo, że będzie korzystniejszych dla mniejszych firm. Ulgą nie byłyby też objęte wydatki na budowę obiektów badawczo-rozwojowych (budynki). Resort nie zamierza też zapomnieć o startupach. - W ich przypadku ulga jest nieefektywna, bo firmy na początku działalności nie uzyskują przychodów, a to oznacza, ze nie mogą skorzystać z ulgi. Dlatego chcemy zaproponować wprowadzenie zwrotu gotówkowego tej części ulgi z której firma nie może skorzystać. Chcemy też promować zwiększanie wydatków na badania i rozwój - stwierdził Neneman.

Jego zdaniem, jeśli będzie wola polityczna stosowne przepisy mogą zostać uchwalone jeszcze w tej kadencji parlamentu. - Będą mogły jednak wejść w życie dopiero po zniesieniu procedury nadmiernego deficytu. Zanim to nie nastąpi można zapomnieć o wszelkich ulgach - przestrzegł Neneman. Dodał, że nowe uregulowania zastąpią dotychczasową ulgę technologiczną, która jest nieefektywnym na tym etapie rozwiązaniem, premiuje bowiem zakup gotowych technologii, zamiast rozwijanie własnych.

Z debaty powiało zatem ostrożnym optymizmem - powoli, ale zauważalnie zmienia się mentalność administracji publicznej (przynajmniej niektórych jej segmentów), przedsiębiorcy coraz odważniej angażują się w innowacyjne projekty, a mogą liczyć w niedalekiej przyszłości na ułatwienia regulacyjne. Nie zabrakło też tematów do refleksji - bo wciąż polski model innowacyjności wciąż jest daleki od ideału. Generalny wniosek. - Potrzebny jest zdrowy rozsądek i świadomość celu - podsumował Leszek Grabarczyk i to chyba przesłanie do wszystkich stron w innowacyjnej układane - firm, inwestorów i administracji.

×

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU JEST DOSTĘPNA DLA SUBSKRYBENTÓW STREFY PREMIUM PORTALU WNP.PL

lub poznaj nasze plany abonamentowe i wybierz odpowiedni dla siebie. Nie masz konta? Kliknij i załóż konto!

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu

Podaj poprawny adres e-mail
W związku z bezpłatną subskrypcją zgadzam się na otrzymywanie na podany adres email informacji handlowych.
Informujemy, że dane przekazane w związku z zamówieniem newslettera będą przetwarzane zgodnie z Polityką Prywatności PTWP Online Sp. z o.o.

Usługa zostanie uruchomiania po kliknięciu w link aktywacyjny przesłany na podany adres email.

W każdej chwili możesz zrezygnować z otrzymywania newslettera i innych informacji.
Musisz zaznaczyć wymaganą zgodę

KOMENTARZE (0)

Do artykułu: Innowacyjność: dojrzewanie do ryzyka

NEWSLETTER

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

Polityka prywatności portali Grupy PTWP

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!