Katowicki magistrat wydał zgodę na lokalizację kolejnej stacji telefonii komórkowej w mieście. Protestują mieszkańcy oraz Kopalnia Doświadczalna "Barbara".
- Będziemy walczyć do końca, sprawa jest w wojewódzkim sądzie administracyjnym - mówi Luiza Kwiatkowska, jedna z mieszkanek.
Podobnych protestów jest w województwie śląskim więcej, ale w tym przypadku poważne zastrzeżenia ma także Kopalnia Doświadczalna "Barbara". Krzysztof Cybulski, dyrektor Barbary, mówi, że o budowie stacji dowiedział się przez przypadek. Kopalnia nie graniczy z działką, gdzie powstanie antena, więc magistrat nie miał obowiązku poinformować jej o szykowanej inwestycji.
Tymczasem zdaniem specjalistów z Barbary wytwarzane przez antenę pole elektromagnetyczne może być zagrożeniem dla kopalni i pracujących w niej ludzi. Dyrektor Cybulski zwraca uwagę przede wszystkim na tzw. prądy błądzące, które w skrajnym przypadku mogą doprowadzić do odpalenia zapalników materiałów wybuchowych badanych na zlecenie górnictwa w Barbarze. Kopalnia od lat zajmuje się bowiem bezpieczeństwem w kopalniach.
- Nie wiem, na ile takie zagrożenie jest realne, ale nie mogę go lekceważyć. Muszę dmuchać na zimne i przede wszystkim dbać o ludzi i powierzony mi majątek. Poprosiłem o dostarczenie jakiś wiarygodnych ekspertyz, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa, ale się nie doczekałem - przekonuje dyrektor Cybulski.
Zwraca też uwagę na wydarzenie sprzed lat, gdy próbowano w pobliżu kopalni Barbara wybudować maszt radiowy, który ostatecznie stanął w Kosztowych. Jednym z argumentów za zmianą lokalizacji było wtedy niekorzystne oddziaływanie masztu na pracę kopalni doświadczalnej.
- Z naszym zdaniem urzędnicy się nie liczą, ale takie poważne zastrzeżenia specjalistów powinni byli wziąć pod uwagę - uważają mieszkańcy.
Dlaczego decyzja o lokalizacji została wydana mimo negatywnej opinii kopalni? Barbara Górka, zastępca naczelnika wydziału budownictwa katowickiego magistratu, tłumaczy: - Barbara jest położona aż 400 metrów od miejsca, w którym ma stanąć nadajnik. W dodatku nie graniczy bezpośrednio z tą działką, dlatego nie jest stroną w tej sprawie. Poza tym zastrzeżenia zgłosiła dopiero po roku od wydania decyzji. Potraktowaliśmy to jako wniosek o wznowienie postępowania w tej sprawie, który odrzuciliśmy.
Sprawa trafiła do samorządowego kolegium odwoławczego. Jak się dowiedzieliśmy, inwestor będzie czekał na rozstrzygnięcie sporów. Nie wystąpił nawet o pozwolenie na budowę.
- To najlepsze rozwiązanie dla wszystkich. Gdyby wojewódzki sąd administracyjny orzekł, że decyzja o lokalizacji została wydana niezgodnie z prawem, a maszt zostałby postawiony, inwestor mógłby żądać odszkodowania od magistratu - tłumaczy Górka.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Maszt telefoniczny grozi wybuchem w kopalni?