Według najnowszego projektu rozporządzenia ministra nauki w sprawie zdalnego nauczania w Polsce, studia przez internet będą mogły praktycznie oferować jedynie uczelnie, które mogą nadawać stopień doktora habilitowanego.
Jak mówi Marcin Dąbrowski, dyrektor Centrum Rozwoju Edukacji Niestacjonarnej SGH oraz prezes zarządu Stowarzyszenia E-learningu Akademickiego, jeśli Ministerstwo chce wprowadzać taki podział to widełki powinny być odpowiednio wyższe - 100 proc., 90 proc., 80 proc. Jest to jednak tylko łagodzenie skutków bardzo niefortunnego rozwiązania, które psuje rynek i wprowadza preferencje dla określonych podmiotów, wpływając tym samym na konkurencyjność pozostałych. Proporcje godzin zajęć powinny być pozostawione w kompetencjach autonomicznych senatów uczelni wyższych.
Prace nad jednostronicowym rozporządzeniem trwają już przeszło rok po kilkukrotnych konsultacjach społecznych. Jak uważa Dąbrowski, jeśli obecne planowane regulacje wejdą w życie większość uczelni, która dotychczas rozwijała studia e-learningowe będzie musiała je przeformułować.
Idea e-learningu powstała w krajach anglosaskich. W USA, Wielkiej Brytani czy Australii liczba studentów online liczy się w setkach tysięcy, w Polsce to wciąż nowość. Według Marcina Dąbrowskiego olbrzymim problemem jest bardzo słabe zaangażowanie rządu w promowanie e-edukacji.
Zgodnie z zapisami w rozporządzeniu, dla studentów przebywających za granicą uczelnia będzie mogła przeprowadzać egzaminy na miejscu, np. w Wielkiej Brytanii czy Irlandii. Brak jest jednak zapisów dotyczących studentów mieszkających w kraju, lecz w oddalonych miejscowościach.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Rząd zahamuje rozwój e-learningu?