Skuteczność narzędzi kreujących innowacje w polskim przemyśle zależy m.in. od tego, czy są one dostosowane do etapu rozwoju kraju. Na razie Polska dopiero aspiruje do grupy krajów zorientowanych na innowacje - uważają uczestnicy sesji "Innowacyjny biznes", która odbyła się w ramach Wschodniego Kongresu Gospodarczego w Białymstoku.
Według niej, Polska znajduje się wciąż w grupie krajów nastawionych na efektywność i dopiero dąży do grupy krajów zorientowanych na innowacje. - Ciągle potrzebujemy pieniędzy na inwestycje przedsiębiorstw, które pozwolą wdrażać wyniki badań nad innowacyjnymi produktami czy usługami - przekonuje szefowa PARP. - Roczne nakłady inwestycyjne przeciętnej polskiej firmy to ok. 23 tys. euro, podczas gdy w Norwegii jest to 117 tys. euro, w Austrii 105 tys. euro, a nawet w Chorwacji ponad 30 tys. euro - dodaje.
Anita Wesołowska, zastępca dyrektora w departamencie konkurencyjności i innowacyjności Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju, przyznała, że w poprzedniej perspektywie unijnej nie do końca zadziałał system oceny projektów. - Czasami zbyt mały nacisk kładziony był na ocenę merytoryczną, a zbyt mocno skupiano się na stronie formalnej - powiedziała. - W nowej perspektywie finansowej chcemy iść w kierunku nowego sposobu oceny, poprzez panele ekspertów i spotkania z przedsiębiorcami.
Przedstawicielka resortu infrastruktury i rozwoju dodała, że wsparcie tam, gdzie ryzyko prowadzenia działalności jest mniejsze, będzie zmierzało w stronę instrumentów zwrotnych, natomiast tam, gdzie ryzyko jest większe, ministerstwo planuje pozostać przy formie dotacji. Na te ostatnie będą mogli również liczyć autorzy projektów o faktycznie przełomowym znaczeniu. - Przy czym o innowacji możemy mówić dopiero wtedy, kiedy projekt zostaje wdrożony i da się skomercjalizować - zastrzega Anita Wesołowska.
Z podejściem, że skupianie się na samych dotacjach nie do końca jest skuteczne, zgodziła się Patrycja Zielińska, wiceprezes Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP). - Instrumenty zwrotne bardziej motywują do myślenia o komercyjności przedsięwzięć - przekonywała. Podkreślała również znaczenie przedsięwzięć typu start-up dla kreowania innowacji.
- Co na pewno nie działa jako mechanizm wyzwalania innowacyjności? Koniec z finansowaniem aparatury naukowej na uczelniach, która stoi i się kurzy, bo nie można jej wykorzystać w celach komercyjnych - nie miała wątpliwości Anna Daszuta-Zalewska, dyrektor Białostockiego Parku Naukowo-Technologicznego. Ona również podkreślała konieczność wspierania młodych inicjatyw typu start-up, ale zastrzegała przy tym, że musi to być wsparcie poparte mentoringiem i doradztwem ze strony doświadczonych przedsiębiorców.
Maciej Szumski, właściciel i prezes spółki Plum, ocenił, że kluczowe będzie dofinansowanie współpracy nauki i przemysłu. - Te środki mogą być katalizatorem pozwalającym "przełamać lody" pomiędzy tymi dwoma światami - mówił. - Tyle że takie dofinansowanie może być skuteczne i nieskuteczne, a najważniejszym kryterium oceny jest to, czy ta współpraca będzie kontynuowana również wtedy, jak już się skończą pieniądze z programów pomocowych.
Jego zdaniem miarą skuteczności takich działań będzie, jeśli obie strony już dzisiaj zaczną myśleć o dalszej współpracy po zakończeniu przyszłej perspektywy finansowej UE.
- Nam nie chodzi o innowacyjność, a o wynalazczość. Chodzi o takie produkty czy usługi, które po pięciu latach nadal będą innowacyjne. Takie coś jest możliwe tylko w ścisłej współpracy z nauką - dodał Maciej Szumski. Zastrzegł jednocześnie, że administracyjne metody nakładania przedsiębiorstw do innowacyjności nie mają sensu, bo mechanizm rynkowy skutecznie robi to sam.
W tym kontekście Anita Wesołowska zauważyła, że paradoksalnie zbyt duża ilość środków pomocowych w pewnych warunkach może wręcz zabijać potrzebę innowacji wśród przedsiębiorców, bo część z nich mogłaby dzięki nim spocząć na laurach. - To co my możemy zrobić, to dobra identyfikacja potrzeb wsparcia, ale przedsiębiorcy sami muszą w tym widzieć cel i sens - powiedziała.
Nie do końca zgodziła się z tą opinią Bożena Lublińska-Kasprzak. - Nasze doświadczenia są wręcz odwrotne. Do innowacji zniechęca raczej to, że większość polskich firm nadal woli konkurować ceną, a rozleniwia chłonny rynek krajowy na produkty nie do końca innowacyjne - przekonywała.
Według niej badania pokazują jednak, że jest już również relatywnie wysoki popyt wśród konsumentów na produkty innowacyjne. - Rocznie w Polsce wydaje się na inwestycje ok. 160 mld zł, PARP wydatkuje na te cele ok. 3-4 mld zł i te środki dobrze funkcjonują jako element zachęty. Z naszych badań wynika, że nawet w przypadku prostego bonu na innowacje o wartości 15 tys. zł, dwóch na pięciu przedsiębiorców kontynuuje współpracę z jednostkami naukowymi po zakończeniu projektu - mówiła.
Jej zdaniem firmy, które już zaczynają się stawać innowacyjne, nadal chętnie zwiększają nakłady na ten cel. - Najtrudniej natomiast przekonać nieprzekonanych - argumentowała prezes PARP.
Patrycja Zielińska zwróciła natomiast uwagę, że w Polsce nadal brakuje tzw. kultury innowacyjności. - I tutaj jest rola dla spółek skarbu państwa, które powinny być w tym zakresie liderami - powiedziała.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Współpraca nauki z biznesem nie tylko za pieniądze UE